“Na samotność bowiem skazują człowieka nie wrogowie, lecz przyjaciele.”Milan Kundera

„Wielu ludzi wierzy, że istnieje na układzie współrzędnych świata punkt doskonały, gdzie czas i miejsce dochodzą do porozumienia. Może to nawet dlatego wyruszają z domu, sądzą, że poruszając się choćby chaotycznie, zwiększą prawdopodobieństwo trafienia do takiego punktu. Znaleźć się w odpowiednim momencie i odpowiednim miejscu, wykorzystać okazję, chwycić chwilę za grzywkę, wtedy szyfr zamka zostanie złamany, kombinacja cyfr do wygranej – odkryta, prawda – odsłonięta. (…) Można tam spotkać wielką miłość, szczęście, wygraną w toto-lotka albo wyjaśnienie tajemnicy, nad którą wszyscy biedzą się daremnie od lat, lub śmierć. Czasami rano ma się nawet wrażenie, że ten moment jest już blisko, może przydarzy się już dzisiaj.” Te słowa Olgi Tokarczuk znakomicie wpisują się w sytuację, której doświadczyło w ostatnim czasie wielu z nas a świetnie opisał ją uczeń naszej szkoły – autor opowiadania „Jeden dzień z mojego życia”. To on znalazł się w tej szczególnej konfiguracji czasu i miejsca, zbiegu okoliczności, zrządzenia losu, aby odkryć ważną dla siebie i wszystkich nas prawdę. Przeczytajcie koniecznie!

„Jeden dzień z mojego życia”

Z twardego snu wybudził mnie głośny dźwięk budzika. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 7:05. Pomyślałem, że mam jeszcze mnóstwo czasu, bo co to za problem włączyć komputer i powiedzieć ,, jestem”. Gdy już zasypiałem do mojej głowy wpadła jedna myśl, która zrujnowała wszystko: dzisiaj pierwszy dzień w stacjonarnej szkole. Szybko zerwałem się z łóżka i przygotowałem się na lekcje. Po kilkunastu minutach wsiadłem na mocno zakurzony rower (nie używałem go od października).

Jazda była niezmiernie długa i męcząca. W każdym momencie dokuczał mi mój brak kondycji. Sama myśl o powrocie do szkoły też nie zachęcała do zwiększenia tempa jazdy. W momencie kiedy dotarłem na dziedziniec szkoły poczułem się dziwnie, jakoś obco. Widziałem tłum niby tych samych roześmianych osób, ale jednak innych. Zazwyczaj o tej porze podbiegał do mnie mój przyjaciel Tomek z resztą kumpli. Wtedy dyskutowaliśmy o wydarzeniach dnia poprzedniego. Niestety tym razem było zupełnie inaczej. Zobaczyłem go rozmawiającego z naszym największym wrogiem Jarkiem. Pomyślałem, że za chwilę zacznie się bójka. Lecz tak nie było. Zachowywali się jak bracia, a nie przeciwnicy. Ja zawsze pewny siebie chłopak, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Snułem się po korytarzach widząc same uśmiechnięte twarze. Byłem zupełnie inny od nich, nic mnie nie bawiło. Tak naprawdę to było już tak od kilku miesięcy, ale kto by się przejmował. Lekcje nie były łatwiejsze. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Kiedy ktoś mnie o coś pytał udawałem, że nie słyszałem i odchodziłem na bok. W domu podczas lekcji zdalnych było cicho, a tu wszędzie panował ten przerażający hałas. Cały dzień spędziłem sam. Po tak długim czasie nie potrafiłem udawać, że nic się nie zmieniło. Każda najmniejsza rozmowa była wyzwaniem. Kiedy zamykałem powieki, oczami wyobraźni widziałem szkolne przerwy sprzed dwóch lat. Były one pełne śmiechu i zabawy. Najbardziej dobijała mnie myśl, że to już nie wróci. Nic nie będzie tak jak dawniej.

Po powrocie do domu zamknąłem się w swoim pokoju i rozmyślałem o tym, jak to jest naprawdę. Ktoś z boku powiedziałby, że pandemia odebrała mi znajomych, ale to kłamstwo. Ostatni czas pokazał, kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto tylko go udawał.

Zygza